Power of Metal

K0stek

[link widoczny dla zalogowanych]

Wink

Koneser_Rocka

"MROCZNY SROM" kuuurrrwwaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!! green

"Uuuhhh!
Skurwione szmaty - oblepione spermą!
Syf i aids!!!
Chorobotwórcze drobnoustroje - gnieżdżące się w ich pizdach!
Syf i aids!!!" Cool

Krążek "Cannibal Sex" doszczętnie rozpierdala system i mózgownicę! fire2

Alvacast

Mordy. Albo Dio, albo zamknijcie ten temat.

piciu6

Koneser, jak wspomniał Alvacast, tylko Dio, a jak Ciebie kręcą te brednie to zapisuj w zeszycie.

Wiwern

Cztery pierwsze albumy na wyrównanym poziomie zarówno stylistycznym, jak i jakościowym, ale jednak "Dream Evil" jako całość wypada jak dla mnie najlepiej, a atutem na niej jest ten niepowtarzalny, oniryczny klimat bez utraty impetu poprzednich płyt. Właściwie, to jest on jeszcze wyczuwalny później na "Magica" i "Master Of The Moon" (wszystkie trzy z Craigiem Goldy na gitarze, to raczej nie przypadek). Niemalże egzekwo świetne dwie pierwsze płyty na drugim miejscu. "Sacret Heart" na trzecim, bo pomimo, że jest na niej najlepszy z cyklu "tytułowych" utworów, to jednak w drugiej połowie trwania obniża loty. Nie zmienia to faktu, że i tak pierwsze 4 płyty DIO są na tym samym boskim poziomie, co 9ty i 10ty album Black Sabbath, a to już o czynmś zajebiście świadczy Wink

Rainbow z lat 70tych i tak nic nie pobije Razz

Alvacast

Wreszcie jakaś konkretna wypowiedź.
Dla mnie Dream Evil to jednak obniżka forma i częściej słuchałem z pierwszego okresu Lock Up The Wolves. Oczywiście album wciąż dobry, jednak z paroma wypełniaczami, które wcześniej Ronniemu w takich ilościach nie przychodziły.

Wiwern

Dla mnie niestety "Lock Up The Wolves" jest obniżką lotu, ale uwielbiam dwa utworki - "Born On The Sun" i "Between Two Hearts". Plusem tej płyty może być odświeżenie brzmienia w kierunku bardzo ciązkim jak na DIO (podobny kaliber ołowiu, co na "Dehumanizer" Sabbathów, który miał niedługo wyjść), ale niestety tutaj stało się to kosztem dobrych melodii.

Wiwern

...to ja może jeszcze tak, od innej strony - zapodam moją subiektywną listę ulubionych utworków z całej dyskografii R.J. Dio w kolejności chronologicznej, z powodu ostrej selekcji odrzuciłem masę naprawdę dobrych kawałków, żeby lista była krótka Wink

Never More (Elf)
L.A.59 (Elf)
Catch The Rainbow (Rainbow)
Temple Of The King (Rainbow)
Run With The Wolf (Rainbow)
Stargazer (Rainbow)
Long Live Rock And Roll (Rainbow)
Lady Of The Lake (Rainbow)
Gates Of Babylon (Rainbow)
Neon Knights (Black Sabbath)
Children Of The Sea (Black Sabbath)
Heaven And Hell (Black Sabbath)
Die Young (Black Sabbath)
Voodoo (Black Sabbath)
Country Girl (Black Sabbath)
Caught In The Middle (Dio)
Rainbow In The Dark (Dio)
Last In Line (Dio)
One Night In The City (Dio)
Sacred Heart (Dio)
Rock And Roll Children (Dio)
Sunset Superman (Dio)
All The Fools Sailed Away (Dio)
Naked In The Rain (Dio)
Faces In The Window (Dio)
Born On The Sun (Dio)
Computer God (Black Sabbath)
I (Black Sabbath)
Hollywood Black (Dio)
This Is Your Life (Dio)
Turn To Stone (Dio)
As Long As It's Not About Love (Dio)
Push (Dio)
Shivers (Dio)
The Man Who Would Be King (Dio)

savafat

Wczoraj należało wspomnieć Dio, więc leciała akurat mroczna "Magica", która świetnie pasowała do listopadowego wieczoru.
Najlepsza wg mnie "Lock Up The Wolves", bo przeniknięta jest sabbathowym ciężarem, no i mocno buja.

piciu6

noż kurna ja nie nmogę z tymi longami, nużą mnie, pozostaję przy latach 80-tych

Alvacast

Mi wchodzą gładko wszystkie poza tymi nagranymi z Tracym Grijalvą, może Dream Evil jeszcze słabszy jest.

piciu6

a nie jeden tylko nagrał z tym szczylem ? mnie jakos najbardziej własnie Dream leży muzycznie, pewnie ze względu na sporą dawke pretensji hehe

Alvacast

Niestety, aż trzy: Strange Highways, Angry Machines i najgorszą koncertówkę w karierze Dio The Last In Live :/

piciu6

łoł kuwa,pochrzanił mi się z Rowanem ( wali sie trzonkiem trzymanej siekiery w czoło, tuz pod beretem)

mógłbyś sprecyzować dlaczemu najgorszą ?

Alvacast

Z tego co pamiętam:
Pierwszy rzut oka na setlistę i wydawałoby się, że nie będzie źle: nowych kawałków w rodzaju Jesus Mary and the Holy Ghost czy Double Monday jest niewiele i zestaw starych hiciorów gwarantuje wysoką jakość. Tymczasem właśnie to przekuto nieświadoie w największą wadę całości: stare szlagiery położył nie tylko kiepski gitarzysta, posuwający nie niejdnokrotnie do zagrywek modern, bokami gra tu też basista Dennison, znany ze wspołpracy z MacAlpinem. Najgorzej wypadły klasyki w postaci coverów - posłuchaj sobie choćby Man on the Silver Mountain.
Rozczarowanie tym większe, że była to pierwsza koncertówka Dio ever, a sam mistrz w dobrej formie wokalnej. Ogólnie wykonanie instrumentalne bez zęba, sam Vinny Appice magikiem nie jest i do ospałych zagrywek cudów nie uczynił, Ronnie też w bardzo dobrej formie, co wkurwia dodatkowo Razz

Słuchałem tego dwa razy w życiu chyba i to dość dawno, przesłuchaj i napisz swoje zdanie. Może będzie inne...na wszelki wypadek jednak odłóż siekierę.